6
Lyle Wirth wyglądał jak seryjny morderca. Co pewnie
oznaczało, że nie skrzywdziłby muchy. Ludzie ćwiartujący
dziwki albo zjadający nastolatki, które uciekły z domu,
próbują wyglądać zupełnie przeciętnie. Siedział przy
Lyle Wirth wyglądał jak seryjny morderca. Co pewnie
oznaczało, że nie skrzywdziłby muchy. Ludzie ćwiartujący
dziwki albo zjadający nastolatki, które uciekły z domu,
próbują wyglądać zupełnie przeciętnie. Siedział przy
usmolonym stoliku do kart pośrodku wilgotnej speluny
z grillem U Toma Clarke’a, niedaleko pchlego targu. Knajpa
słynęła z potraw z rusztu, a od kiedy gentryfikowano
okolicę, przychodziła tu różnorodna klientela i szpakowaci
panowie, stali bywalcy, i młodzi chłopcy o zmierzwionych
włosach, ubrani w obcisłe jeansy. Lyle nie należał
do żadnej z tych kategorii. Chyba niedawno skończył
dwadzieścia lat, a swoje faliste mysie włosy próbował
poskromić zbyt dużą ilością żelu, nałożonego na chybił
trafił, dlatego część włosów sterczała we wszystkich
kierunkach, a część była gładko przylizana. Nosił
bezramkowe okulary, opiętą ortalionową kurtkę Members Only
i opięte jeansy, ale bynajmniej nie hipsterskie, po prostu
za małe. Nie pociągają mnie mężczyźni o tak delikatnych
rysach twarzy. Facet nie powinien mieć ust jak pączek róży.
Kiedy do niego podchodziłam, spojrzał mi prosto w oczy.
W pierwszej chwili mnie nie rozpoznał, po prostu przyglądał
mi się jak nieznajomej. Dopiero kiedy zbliżyłam się do
stolika, zaskoczył: piegi, ptasi szkielet i zadarty nos,
który robił się jeszcze bardziej zadarty, im dłużej ktoś
utrzymywał ze mną kontakt wzrokowy.
Xxxx Xxxxx xxxxxxxx xxx xxxxxxx xxxxxxxx Xx xxxxxx
xxxxxxxxx xx xxx xxxxxxxxxxxx xxxxx Xxxxxx xxxxxxxxxxx
xxxxxx xxxx xxxxxxxxx xxxxxxxxxx xxxxx xxxxxxx x xxxx
xxxxxxx xxxxxxxx xxxxxxxx xxxxxxxxxxx Xxxxxxxx xxxx